czwartek, 3 marca 2016

Dni Twierdzy Kłodzkiej 2014 i nie tylko..

W dłuższy weekend sierpniowy postanowiliśmy ponownie wybrać się w rejony Kotliny Kłodzkiej, a nawet i odrobinę dalej. Już od dłuższego czasu planowaliśmy zobaczyć Zamek Książ, Zamek Czocha oraz najstarszy ewangelicki kościół w Żeliszowie.
W drogę wyruszyliśmy z samego rana, bez noclegu, większego przygotowania, jedynie z zarysowanym w głowie planem zwiedzania. Naszym pierwszym ustalonym przystankiem był Zamek Książ w Wałbrzychu. Jak się okazało, właśnie w ten weekend (15 – 17 sierpnia) była tam organizowana trzy dniowa impreza Noc Tajemnic. Na małym placu przed zamkiem organizowane były rekonstrukcje bitew, można było spotkać osoby przebrane w stroje z zupełnie innej epoki, a także posłuchać o historii Zamku jak i okolicy. We wnętrzu zamku organizowane były pokazy, a także wykłady gdzie można było sobie usiąść i posłuchać. Wstęp do Zamku to koszt 20 zł (bilet normalny dla jednej osoby). Atutem Zamku jest to, że można go zwiedzać samemu, jeśli ktoś nie ma za dużo czasu na to. Z przewodnikiem zwiedzanie zajmuje około 2 godzin, z tym że trzeba liczyć się z dodatkowym kosztem w wysokości 10 zł od osoby. Samemu można zobaczyć wszystko w czasie około godziny, a w każdej Sali można spokojnie poczytać tabliczki informacyjne co przedstawia dana sala. My ze względu na dalszą drogę w kierunku Zamku Czocha, nie mogliśmy zostać na zapowiadanych rekonstrukcjach bitew, ale z pewnością jeśli ktoś miałby podobną okazję, warto zostać i zobaczyć.
 Gdy już zajrzeliśmy w każdy możliwy kąt na zamku, ruszyliśmy dalej. Przed nami kolejny cel – Zamek Czocha. Pogoda do tej pory nam sprzyjała, było przyjemnie, słonecznie i ciepło, aż do momentu dotarcia w wyznaczony cel. Perspektywa zwiedzania w deszczu niezbyt optymistyczna, ale nie przejechało się tyle kilometrów, żeby teraz wracać. Niestety, ale Zamek Czocha nas trochę zawiódł. Z zewnątrz oczywiście robi wrażenie pod względem architektury oraz usytuowania w lesie przy jeziorze. Jednak, jest to jeden z zamków którego nie można zwiedzać samemu, a jedyna opcja wejścia do środka to zwiedzanie z przewodnikiem. Warto jest wcześniej sobie zadzwonić do zamku i zarezerwować sobie miejsce w grupie na określoną godzinę, ponieważ jak my tam dotarliśmy było przed 15, a pierwsze możliwe wejście z przewodnikiem było dopiero po godzinie 17. (koszt zwiedzania z przewodnikiem 18 zł od osoby, wejście na dziedzińce indywidualnie 5 zł od osoby, jest jeszcze możliwość zobaczenia Sali tortur za 12 zł). Na terenie zamku można skorzystać z restauracji, jeśli ktoś miałby ochotę poczekać na przewodnika, szczególnie w deszczową pogodę. Nam udało się trafić na tłumy ludzi i nigdzie nie było miejsca. Zobaczyliśmy jedynie Zamek z zewnątrz, wspomniane dziedzińce i ruszyliśmy dalej.
W między czasie staraliśmy się znaleźć nocleg, ponieważ naszym docelowym miejscem było Kłodzko, staraliśmy się szukać w tamtych okolicach. Jednak mnóstwo obdzwonionych pensjonatów, hoteli, pokoi gościnnych i tylko jedna odpowiedź – brak wolnych miejsc. Już wtedy żartowaliśmy sobie że spędzimy „romantyczną noc” w 5 gwiazdkowym hotelu (czyt. Noc w samochodzie na stacji benzynowej), ale przecież do tego jeszcze daleko.
 Ostatni przystanek dzisiejszego dnia – Żeliszów. Kościół widać zaraz po wjeździe do malutkiej miejscowości, a droga do niej wiedzie przez lasy, mniejsze wioseczki i niespodzianka – mnóstwo dziur w drodze. Ze względu na przejęcie zabytku przez Fundację jest on zamknięty łańcuchem i kłódką. Niestety nie da się wejść do środka, Na dachu prowadzone są prace remontowe. Prawdopodobnie odnawiany jest dach, żeby zabytek dalej nie niszczał. Okna zabite są cegłami, całkowicie uniemożliwiając wejście do środka. Udało się jedynie znaleźć drobną dziurę w murze i zrobić pokazowe zdjęcie jak wszystko wygląda w środku.
Pora wracać w kierunku Kłodzka i szykować się na jutrzejsze Dni Twierdzy Kłodzko. Pozostaje jedynie znalezienie noclegu, odpoczynek i następny dzień przed nami.  
Wracając zatrzymaliśmy się jeszcze w Jeleniej Górze, zobaczyć Starówkę. Stare kamienice odnowione i pomalowane w ciepłych jasnych kolorach, a na środku Ratusz. Osobom, które chcą smacznie zjeść polecamy włoską restaurację Sorrento. Naprawdę warto tam zajrzeć. Wacając z Jeleniej Góry, intensywnie szukaliśmy noclegu. Wszędzie gdzie dzwoniliśmy, zatrzymywaliśmy się, wszystko zajęte i ani jednego wolnego miejsca. Można powiedzieć, że Kotlina Kłodzka przeżywała wtedy istne oblężenie, a jeśli znalazłby się jakiś wolny termin to dopiero po weekendzie. Nawet w najdroższych Hotelach w okolicy brakowało już miejsc. Zbliżając się do Kłodzka śmialiśmy się już z samych siebie. Było późno, przed północą a na znalezienie noclegu już nie było po prostu szans. I tak oto nasze wcześniejsze żarty się spełniły. „Romantyczna noc” na stacji benzynowej przed samym Kłodzkiem. W końcu weekend zapowiadał niesamowite wspomnienia i przeżycia, więc nawet się nie zawiedliśmy. Rano obudził nas deszcz, szybka toaleta na stacji benzynowej i ruszyliśmy do Kłodzka na śniadanie. Pogoda tego dnia nie zapowiadała się ciekawie. Z dużą perspektywą czasu do największej atrakcji dzisiejszego dnia, jak i weekendu podchodziliśmy dość optymistycznie. Jako, że Twierdze Kłodzko zwiedziliśmy już przy ostatnim pobycie w tych okolicach, mieliśmy dużo czasu na zwiedzanie wzdłuż i wszerz całego miasta. Ze względu na rozpoczynające się dni Twierdzy Kłodzko, w uliczkach porozkładali się ludzie handlujący starociami, antykami, wszystko poukładane na kocach i ceratach. Niecodziennym widokiem były także małe dzieci sprzedające zabawki, pluszowe maskotki, ubrania i książki, dodajmy że bez opieki dorosłych, chyba że obserwowali je z dalszego dystansu. Na rynku, na kilka godzin przed rekonstrukcją bitwy o Twierdzą, zorganizowano mały pokaz i przedstawiono historię twierdzy a także sposób w jaki rozegrały się walki. Już tutaj można było poczuć przedsmak głównej bitwy. Jako, że rynek otoczony jest przez kamienice, huk wystrzałów z broni palnej odbijały się do ścian i początkowo zatykały bębenki. Małe dzieci zatykały uszy, płakały lub nie chciały w ogóle tam być.
Nie przerywając zwiedzania Kłodzka, w dalszym ciągu szukaliśmy noclegu na dzisiejszą noc. Niestety bez skutku. W przerwie między inscenizacją na rynku a rekonstrukcją bitwy na przedpolach Twierdzy, postanowiliśmy wykorzystać ten czas na zjedzenie obiadu i drobny odpoczynek od deszczu i chodzenia. I tutaj kolejna niespodzianka. W każdej restauracji, dosłownie brak wolnych miejsc, każdy stolik zajęty i kolejka ludzi czekających aż coś się zwolni. Ostatecznie znaleźliśmy miejsce w Restauracji w Ratuszu. Również, jeżeli ktoś chce dobrze i smacznie zjeść, warto tam zajrzeć. Po chwili odpoczynku i zregenerowania sił, ogrzanie, ruszyliśmy na przedpola bitwy zająć sobie dogodne miejsce na oglądanie i robienie zdjęć, co wcale nie okazało się takie proste. Oglądając bitwę, miało się wrażenie jednego wielkiego chaosu, ponieważ z jednej strony wszystko opowiadał narrator, a z drugiej strony wyglądało to troszkę sztucznie.
Jednakże rozpętana na dobre już bitwa, z udziałem piechoty jak i jazdy konnej robiła wrażenie pod względem hałasu, użytych dział a także drobnych efektów pirotechnicznych. Najlepszym rozwiązaniem było nie stanie w miejscu, a ciągłe przemieszczanie się wzdłuż frontu, ponieważ znaczną część zasłaniały drzewa. W połowie bitwy zaczął padać deszcz, z racji tego nie czekaliśmy do końca, ponieważ chcieliśmy jeszcze pojechać w inne miejsce i być może tam znaleźć nocleg.
Niestety ale ulewa, która się rozpętała skutecznie nas zniechęciła do dalszego poszukiwania noclegu i postanowiliśmy, że jednak dzisiaj wrócimy do domu. Założony plan wycieczki został zrealizowany więc niczego nie żałowaliśmy, a prawdopodobnie jeszcze nie raz udamy się w tamte strony, bo do zobaczenia pozostało jeszcze wiele ciekawych miejsc. Podsumowując, co jest niezmiernie ważne dla osób wybierających się z małymi dziećmi, na takie wydarzenia jak rekonstrukcje bitwy, warto zabrać ze sobą słuchawki dla dziecka, które choć trochę stłumią wystrzały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz