wtorek, 1 marca 2016

„Cykady na Cykladach” – nasza wakacyjna wyprawa na Santorini 2014

Podobno początek jest najtrudniejszy. Ekscytacja, niedowierzanie, że to już nadszedł dzień wyjazdu i niepohamowana chęć bycia już na miejscu. Specjalnie na tą okazję, sami, zbierając informacje dostępne w przewodnikach, Internecie, stworzyliśmy swój własny przewodnik po Santorini, opisujący każde miejsce, które chcemy zobaczyć. Zawierał także szczegółowy plan zwiedzania na poszczególne dni, który ze względu na niespodziewaną okoliczność musieliśmy trochę zweryfikować już na miejscu.

Z samego rana wyruszyliśmy w długą drogę na lotnisko. Cel na ten dzień to dotrzeć do Warszawy i szczęśliwie dolecieć na miejsce, a wieczorem zobaczyć tętniącą życiem grecką wyspę Santorini. W przypadku tego dnia rzeczywistość okazała się zupełnie inna i niezwykle brutalna. Wakacje rozpoczęliśmy ekstremalnie na lotnisku. Zaczęło się dość spokojne. Początkowo ogłoszono drobne opóźnienie samolotu.

Drobne opóźnienie przerodziło się w kilka godzin, a kilka godzin przerodziło się w ponad 10 godzinne opóźnienie wylotu.


Po ponad 10 godzinnym koczowaniu na lotnisku, jego rozkład mieliśmy opanowany do perfekcji.


Do naszego hotelu, Zephyros, dotarliśmy następnego dnia o 6 rano. Zmęczeni zarówno psychicznie jak i fizycznie położyliśmy się spać na zaledwie 2 godziny, żeby o 8 rano wstać na śniadanie i nie tracić już więcej czasu a jak najwięcej skorzystać z pobytu.





Z balkonu przywitał nas wspaniały widok na Mesa Vouno, góra na którą jednego dnia na pewno wejdziemy żeby zwiedzić Antyczną There.


Dzień ten przeznaczyliśmy na drobny odpoczynek po nieprzespanej nocy, relaks przy basenie, na plaży oraz zwiedzanie naszej miejscowości Kamari. Miasteczko typowo turystyczne i nastawione przede wszystkim na turystów. Mnóstwo hoteli, cerkwi, promenada ze sklepami i mnóstwo tawern i restauracji.




Plaża kamienista, czarne kamyczki nagrzane do granic możliwości, przejrzysta woda, ciepła dająca chwilę ochłody w gorący dzień, a na samym końcu Kamari, wielka góra wchodząca do morza i oddzielająca Kamari od Perissy.

Wieczorem promenada przekształca się w uliczkę tętniącą życiem, na każdym kroku kelnerzy zapraszający do swojej restauracji, wystawione lodówki ze świeżymi owocami morza, które można sobie wybrać aby kucharz specjalnie dla nas je przygotował. Spacerując promenadą czeka nas niezapomniany widok samolotów lecących nisko tuż nad ziemią, gdyż nieopodal Kamari znajduje się jedyne na wyspie lotnisko.


Kolejnego dnia, już zdecydowanie wypoczęci i nastawieni na niezapomniany dzień, udaliśmy się na nieplanowaną przez nas w czasie pobytu na wyspie wycieczkę po kalderze, choć wcześniej awaryjnie zawarliśmy jej opis w naszym przewodniku. Wycieczka ta pozwala na zobaczenie pobliskich wysp powstałych w wyniku wybuchu wulkanu.
Kaldera znajduje się po przeciwnej stronie wyspy niż Kamari. Kręta wąska droga prowadząca w dół wysokiego klifu doprowadziła nas do portu – Ormos Athinios, z którego mieliśmy rozpocząć rejs.

Od strony Kamari wyspa łagodnie wchodzi do morza, a po przeciwnej stronie zupełne przeciwieństwo – wysoki klif z kilkoma ścieżkami z reguły prowadzącymi do nielicznych portów. Naszym oczom ukazał się ciemny, zbudowany ze skał wulkanicznych klif, kontrastujący z białymi domkami sprawiającymi wrażenie zawieszonych tuż nam nim.
Pierwszym naszym przystankiem była pozostałość po wierzchołku wulkanu – wyspa Nea Kameni. Wstęp to koszt 2 euro a spacer po nim zajmuje ok. 40 min
Trafiliśmy akurat na bardzo wietrzny dzień, dzięki czemu aż tak nie doskwierał nam upał. Mimo wszystko miejscami udało nam się wyczuć charakterystyczny zapach siarki. Zdecydowanie zalecamy ubranie wygodnego obuwia zakrywającego stopy, bo spacer po wulkanie to głównie chodzenie po podłożu kamienistym i trzeba uważać gdzie stawia się nogę. Nie ma możliwości zgubienia się na tej malutkiej wyspie, każda ścieżka prowadzi do głównego punktu, z którego rozpościera się przepiękny widok na klifowe wybrzeże Santorini oraz pobliskie wyspy.





Kolejnym punktem programu była niezapomniana kąpiel w wodach siarkowych przy wyspie Pale Kameni. Osoby decydujące się na taką kąpiel powinny dobrze ocenić swoje możliwości pływackie, ponieważ do źródła trzeba przepłynąć ok. 100 metrów. Przy wietrznej pogodzie i falach jest to dość duży wysiłek.

Następnie udaliśmy się na wyspę Thirassia.

Wyspa z miasteczkiem zamieszkałym przez niewielką liczbę ludności. Oczywiście malutki port znajduje się po klifowej stronie wyspy, więc dostanie się do miasteczka wymaga wspinaczki w górę po 150 schodach zygzakowatą ścieżką „udekorowaną” odchodami osiołków, które na wyspie pełnią rolę „taksówki”

Zapewne jest to nie lada atrakcja, ale zapewniam że smrodku osiołków nie można się tak łatwo pozbyć. Mimo że my z tej „atrakcji” nie korzystaliśmy nasze ubrania dogłębnie przesiąkły specyficznym zapachem. Wędrówka w górę zajmuje jakieś 40 min, ale nam ten czas wydłużała chęć podziwiania niezapomnianych widoków i uwiecznienia wszystkiego na zdjęciach




Do miasteczka dotarliśmy w porze sjesty, więc ciężko było spotkać na ścieżkach mieszkańców. Puste ścieżki, białe domki z niebieskimi elementami sprawiały wrażenie wymarłego miasteczka. Połączenie tak niezwykłe i zarazem zachwycające oraz idealnie komponujące się z widokami i klimatem









Polecono nam także niezwykłą lokalną tawernę, jedną z nielicznych na wyspie, z daniami pozwalającymi zakosztować greckiej kuchni, a przy okazji podziwiać widok na kalderę. W takich tawernach jedzenie jest zdecydowanie tańsze niż w knajpach nastawionych na zysk z turystów, a nasz wybór okazał się jak najbardziej trafiony. Mussaka i faszerowane pomidory to niezapomniany smak





Po chwili odpoczynku powróciliśmy tą samą ścieżką na nasz statek

Ostatnim przystankiem dzisiejszego dnia była dawna stolica Santorini – Oia. Tym razem jedynie podpływaliśmy do pobliskiego portu, ale sama możliwość zobaczenia Oia z perspektywy morza, białych domków sprawiających wrażenie zawieszonych nad klifem, dostarcza niezapomnianych widoków




Po całym dniu spędzonym na pływaniu, chodzeniu, zwiedzaniu i podziwianiu przyszedł czas na relaks przy basenie i wieczór spędzony w miłej knajpce na gwarnej promenadzie



Kolejnego dnia wypożyczyliśmy sobie skuter na 3 dni z góry
Wiadomo skuter nie pierwszej jakości, nam trafił się z niesprawnym prędkościomierzem i wskaźnikiem benzyny na poziomie, jaki mu się podobał, ale dzięki niemu zwiedziliśmy całą wyspę wzdłuż i wszerz. Wypożyczalnie można spotkać praktycznie na każdym kroku, a skutery i quady, to jedne z najpopularniejszych środków przemieszczania się po wyspie.
Tego dnia zobaczyliśmy Kościół Panagia Episkopi znajdującego się niedaleko Kamari


Następnie dotarliśmy do Mesa Gonia, będącego centrum produkcji wina. W miejscowości tej znajduje się także Kościół Episkopi Gonia. Charakterystyczna budowla widoczna już z Kamarii

Wspinając się drogą w górę dotarliśmy do Pyrgos. Miejscowości zbudowanej na szczycie okrągłego wzgórz, pośrodku której znajdują się ruiny średniowiecznej weneckiej fortecy

Pyrgos to niezwykle urokliwe miasteczko. Spacerując po nim okazuje się, że chodzimy po czyimś dachu, ścieżki są wąskie i kręte, a niektóre nawet ślepe





W samej miejscowości znajduje się wiele kościołów oraz kaplic, w tym między innymi najstarszy kościół „Theotokaka” oraz cerkiew Najświętszej Bogurodzicy


Z Pyrgos zmierzaliśmy wprost do stolicy Santorini. Fira, bądź też nazywana Thera to miasto położone na wysokim brzegu wyspy. Nasz skuter zostawiliśmy na jednym z większych parkingów zaraz na wjeździe do miasta. Następnie ruszyliśmy pieszo na zwiedzanie. Dotarliśmy do centralnego miejsca Firy, w którym znajduje się taras widokowy. Można tu zobaczyć między innymi Katedrę Ortodoksyjną.


Miasto to, jak wszystkie inne na wyspie, nie jest zbyt skomplikowane i nie ma możliwości zgubienia się, a zawsze można podziwiać otaczający nas widok na kalderę i wyspę. W centrum miasta, w licznych zatłoczonych zaułkach napotkamy dużą ilość sklepów, gdzie każdy znajdzie coś wyjątkowego dla siebie. Dużą popularności cieszy się tu biżuteria wykonana z naturalnego pumeksu pochodzącego z wyspy






Spacerując ścieżką wzdłuż klifu, kierując się w stronę Firostefani, czekają nas niezapomniane widoki małych, białych, jednopiętrowych domków, zwróconych oknami w stronę morza, zawieszonych nad przepaścią, sprawiające wrażenie jakby się wzajemnie podtrzymywały. U podnóża klifu znajduje się niewielki port do którego przybywają liczni turyści







Kierując się ścieżką dalej za Firostefani dotarliśmy do Skaros. Fortecy stojącej na szczycie wysokiej stromej skały. Do dzisiaj, po licznych trzęsieniach ziemi pozostał jedynie zachowany charakterystyczny wierzchołek
Następnego dnia obraliśmy kierunek na południowy kraniec wyspy. Pierwszy przystanek zrobiliśmy w miejscowości Megalohori. Malowniczej miejscowości charakteryzującej się białymi domkami i licznymi kościołami


Zobaczyć można między innymi Panaghia ton Isodion oraz Kościół Aghios Nicolaos Marmaritis



W samym sercu miasteczka napotkaliśmy plac z wieloma tawernami

Miejscowość ta słynie także z największej ilości winnic. Ciekawostką jest tutaj fakt, iż winorośl na wyspie rośnie przy ziemi a nie pnie się w górę
Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze kilka razy, w różnych miejscach na uchwycenie rozpościerających się widoków






Drogą tą dotarliśmy do Akrotiri – wioski położonej na południowo-zachodniej części wyspy. Podziwiać można tutaj jeden z najpiękniejszych widoków na północne i południowe wybrzeże. Największą atrakcją są tutaj pozostałości po minojskiej osadzie, przypominające greckie Pompeje, ponieważ miasteczko to zostało zniszczone w wyniku potężnej erupcji wulkanu. Wstęp na teren wykopalisk to wydatek rzędu 10 euro za osobę




Nieopodal Akrotiri, wspinając się drogą w górę dotarliśmy do przepięknej czerwonej plaży, i to dosłownie czerwonej. Nazwę swą zawdzięcza kolorowi skał z których jest zbudowana



Mając możliwość swobodnego poruszania się po wyspie, dotarliśmy na południowy kraniec wyspy już dalej się nie dało. Tam czekał nas widok na całe klifowe wybrzeże wyspy oraz latarnia morska stojąca na skalistym wybrzeżu



W drodze powrotnej, mając jeszcze mnóstwo czasu do wykorzystania, wjechaliśmy na najwyższy szczyt Santorini – Profiti Ilias. Na wysokości około 550 metrów, stoi tam klasztor Proroka Eliasza


Dla osób chcących odwiedzić klasztor, otwarty jest on między godziną 10 a 16 od kwietnia do października z wyjątkiem niedziel. Nam, mimo że byliśmy przed godziną 16 nie udało się wejść do środka, sami nie wiemy dlaczego. Jednakże, mimo wszystko nawet jeśli komuś nie uda się dostać do środka, to warto wjechać na szczyt, ponieważ z góry rozpościera się zniewalający widok niemal na całą wyspę



Wieczorem przyszedł czas na relaks, tańce i odpoczynek. Niedaleko naszego hotelu, w miejscowej tawernie odbywały się wieczory greckie, z muzyką na żywo, tańcami, pokazami i przyjemnie spędzonym czasem. Największą atrakcją tego wieczoru była możliwość rozbicia talerza na głowie swojego mężczyzny, ale to już po zapłaceniu rachunku. Warto pójść, zobaczyć i przeżyć taki wieczór, gdzie ludzie się śmieją, rozmawiają i dobrze bawią





Kolejnego dnia wróciliśmy jeszcze na chwilę do Firy, ponieważ nie zwiedziliśmy jeszcze wspomnianego już portu
Wybraliśmy opcje schodzenia w dół na pieszo zygzakowatą ścieżką, oczywiście „udekorowaną” minami pozostawionymi przez osiołki
a na górę wjechaliśmy słynną kolejką „cable car” (koszt 5 euro)

Jest to lepsza opcja, niż korzystanie z osiołków, które są dokładnie w tej samej cenie, a przy tym można podziwiać niezapomniane widoki. W porcie można zobaczyć między innymi Iposkafa
czyli domy wydrążone w skale, mnóstwo turystów przybywających do Firy statkami wycieczkowymi, które ze względu na małą głębokość przy porcie, cumują kilkanaście metrów od lądu, a pasażerowie transportowani są mniejszymi łodziami
Następnie zatrzymaliśmy się na chwilę odpoczynku i relaks na pustej, piaszczystej plaży, z dala od turystów – Baxedes. Cisza i spokój. Oczywiście piasek był czarny wulkaniczny, a kamieni stosunkowo mniej niż w Kamari


Droga ta zaprowadziła nas do Oia – miasta uznawanego za najpiękniejsze i zarazem najdroższe na wyspie. Oblegane wieczorami ze względu na zachwycający zachód słońca, restauracje są zajęte co do ostatniego miejsca, szczególnie te z których można podziwiać zachód. Jeśli ktoś nie zrobi sobie rezerwacji, może mieć problem ze znalezieniem odpowiedniego miejsca.

W Oia można zobaczyć między innymi Muzeum Morskie oraz kościół Św. Mikołaja. Jak mówią przewodniki, w Oia blisko w 99% chodzi się po dachu czyjegoś domu, a w wielu miejscach można spotkać tabliczki informujące o terenie prywatnym i zakazie chodzenia

Wydaje nam się że najlepszym miejscem na podziwianie zachodu słońca są ruiny zamku które są wysunięte w stronę morza – my właśnie tam byliśmy.
Miejsce to dało nam widok zarówno na całe klifowe wybrzeże wyspy jak i na północny kraniec, pozwalając podziwiać promienie słońca opadające na białe domki


Ludzie potrafią się wcisnąć dokładnie wszędzie, żeby tylko znaleźć odpowiednie miejsce na zachód






My spędziliśmy 2 godziny w jednym miejscu czekając na zachód i móc pokazać go na zdjęciach



a jeśli komuś zachód kojarzy się z czymś romantycznym to trzeba przyznać że w tym przypadku tłumy ludzi potrafią całkowicie zabić romantyczność chwili.
A to jeszcze kilka zdjęć z Oia. 

















Kolejny dzień, to już ostatni dzień na wyspie. Właśnie dzisiaj wybraliśmy się na Mesa Vouno, górę którą widzimy z naszego balkonu. Tutaj też można spotkać pana zachęcającego do skorzystania z osiołkowej taksówki. Opcja wejścia na pieszo zajmuje zdecydowanie więcej czasu, ale czasami trzeba się trochę zmęczyć
Od strony Kamari na szczyt można wjechać samochodem, a od strony Perissy czeka nas spacer pod górę kamienistą ścieżką. Na szczycie można podziwiać widok na Kamari z jednej strony, a po drugiej stronie widok na Perissę, a przy odrobinie szczęścia można zobaczyć samolot lecący nisko nad powierzchnią morza szykujący się do lądowania.





Na szczycie góry znajduje się starożytna stolica Thery – Atnyczna Thera. Można tam zobaczyć wiele pozostałości po starożytnej Grecji – świątynie, cmentarz, szczątki term, kościołów, grot i sanktuarium. Spacer po szczycie zajmuje około godzinę a wstęp to koszt 4 euro. Warto pamiętać, że w poniedziałki muzeum jest nieczynne






Po powrocie do hotelu pozostało nam tylko spakowanie swoich rzeczy, odrobina relaksu przy basenie oraz pożegnalna kolacja ze wspaniałymi ludźmi, których tam poznaliśmy


a następnego dnia czekał nas już tylko wylot z Santorini i powrót do Warszawy.



Podsumowując nasze wakacje to czas intensywnego zwiedzania, podziwiania, a odrobiny relaksu i odpoczynku. Zwiedzanie skuterem dało nam możliwość swobodnego przemieszczania się po tak małej wyspie oraz zatrzymywania się w miejscach, do których nie docierają wycieczki z turystami. Ceny na wyspie nie są zbyt niskie, ale też nie są wygórowane. Trzeba się liczyć z wydaniem ok. 20 euro za obiado-kolację na jedną osobę, oczywiście w miejscach nastawionych na turystów. W lokalnych tawernach można zjeść zdecydowanie taniej i właśnie takie lokale polecamy.














1 komentarz: