czwartek, 23 marca 2017

Skuterem przez Minorkę - relacja


Garść informacji o Minorce już się u nas pojawiło, także nadszedł czas na przedstawienie wyspy z drugiej strony - to co ma nam do pokazania.

Wyspę podzieliliśmy na trzy części - wschodnią, zachodnią i środkową. Dzięki temu udało nam się ją zwiedzić praktycznie całą w trzy dni. Wiązało się to oczywiście z wypożyczeniem skutera, ale dzięki temu dotarliśmy w miejsca do których komunikacja miejska nie dociera.


Zaczynając od początku. 

Nasz hotel znajdował się w Son Parc miejscowości położonej na północnym wybrzeżu wyspy. Główną atrakcją jest tutaj pole golfowe oraz plaża - czysta i piaszczysta, łagodnie schodząca do morza. Można przejść 50 metrów od brzegu a woda nadal będzie sięgała nam po kolana. Na plaży znajduje się bar, a także można wypożyczyć sprzęt wodny. 
W resorcie jest kilka restauracji i klubów skoncentrowana na jednej głównej ulicy. My o jakiej porze byśmy tam nie poszli zastaliśmy restauracje świecące pustkami. Zdecydowanie nie jest to miejsce tętniące nocnym życiem.









Następnego dnia wypożyczyliśmy skuter i ruszyliśmy na wschodnie wybrzeże wyspy. Pierwszym naszym przystankiem był Cap De Favaritx. Jeden z wielu urokliwych i wyjątkowych miejsc na wyspie. Znajduje się na terenie Parku Krajobrazowego S’Albufera des Grau. Jedynym budynkiem na tym obszarze jest latarnia morska Far de Farvaritx wybudowana tuż nad skalistym wybrzeżem. Dosłownie latarnia na końcu ziemi.  Mierzy ona 21 metrów, a jej światło widać z odległości 16 mil morskich. Skalisty krajobraz, a między skałami ukryte malownicze plaże Cala Tortuga i Cala Presili. Niestety nie dojedzie się tam komunikacją miejską.





Następnie udaliśmy się w kierunku Twierdzy La Mola usytuowanej w pobliżu portu Mahon. Miała ona pełnić funkcję ochrony okolicznych ziem przed atakami ze strony wroga. Wyposażono ją także w działa dalekiego zasięgu, jednakże nigdy nie zostały one użyte, a twierdza nigdy nie została zaatakowana. Obecnie jest ona udostępniona dla turystów.






Z Twierdzy udaliśmy się do obecnej stolicy wyspy - Mahon. Jedną z ważniejszych zabytkowych pozycji w tym pięknym mieście jest Església de Sant Francesc wraz z klasztorem. Obecnie w klasztorze mieście się muzeum, gdzie znajdziemy eksponaty opisujące burzliwe losy wyspy.



Będąc w stolicy koniecznie trzeba przespacerować się jedną z piękniejszych ulic w mieście - Carrer Isabel II. Łączy ona kościół Santa Maria z klasztorem San Francesc.





W najwyższym punkcie miasta wznosi się klasztor Nostra Senyora del Carme. Charakterystyczną jego cechą jest ulokowanie nawy głównej pomiędzy dwoma niewysokimi wieżyczkami. Z pierwotnego kościoła nie zachowało się zbyt wiele. Został on zniszczony podczas hiszpańskiej wojny domowej. 

 Niewielki dziedziniec wraz z krużgankami obecnie jest wykorzystywany jako hala targowa, na której kupimy dosłownie wszystko od owoców i warzyw po pamiątki z wyspy. 

Jedną z takich popularnych pamiątek są z pewnością skórzane sandały. W prawdzie nie są zbyt eleganckie, ale uchodzą na wyspie za jedne z wygodniejszych butów. Cena także powala z nóg i kształtuje się od 20 euro wzwyż za parę.  


Będąc w mieście nie należy zapomnieć przespacerować się portowym molo. Warto wybrać drogę z górnego miasta do portu prowadzącą przez Parc Rochina, który znajduje się poniżej Placa d`Espanya. Dzięki temu będziemy mieli okazję podziwiać monumentalne szerokie schody, ułożone kaskadami. 



Promenada przy zatoce miło nas zaskoczyła. Widok starego miasta zawieszonego na stromych zboczach, nad malutkimi i przytulnymi restauracjami, sprawiał niesamowite wrażenie. Dodatkowy plus, nie było tam żadnych "naganiaczy" można sobie było spokojnie spacerować podziwiając widoki. 



Nieodłącznym widokiem który towarzyszył nam praktycznie przez cały pobyt w Mahon, jest widok na Port. Wyjątkowy, ponieważ długa na 6 kilometrów głęboka zatoka uważana jest za największy z naturalnych portów na świecie, zaraz za Pearl Harbor. Będąc w mieście, i mając więcej czasu do dyspozycji, warto wybrać się na rejs statkiem po porcie. Jest to koszt 12 euro i trwa godzinę. Mieliśmy nadzieje że uda nam się popłynąć w rejs, w następnych dniach, ale niestety jak się okazało nie mieliśmy okazji. 






Będąc już w stolicy warto udać się do sąsiedniego miasteczka Es Castell. Małego urokliwego, które wbrew pozorom ma coś w sobie. Nie należy zapomnieć przespacerować się promenadą, która biegnie wzdłuż zatoki.



Spacerując promenadą mamy okazje podziwiać wyspę Illa del Rei, nazywana inaczej Krwawą wyspą. Można dostrzec tam pozostałości brytyjskiego szpitala wojskowego oraz ruiny kościoła. 

Zagłębiając się w uliczki miasteczka dojdziemy do urokliwego placu Explanada, gdzie zachwycają czerwone, niemalże identyczne budynki. Mieszczą się w nich Muzeum Wojskowe oraz ratusz. Budynki sprawiają wrażenie opuszczonych, w części z nich widzimy kraty, a inne z kolei są zamurowane i ozdobione malowidłami przedstawiającymi różne postacie prawdopodobnie historyczne. 





Podążając za brązowymi znakami, kierowaliśmy się w głąb wyspy na Talaiot de Trepuco. Miejsce to stanowiło centrum świątynne osady, której powstanie datuje się na rok 1700 przed Chrystusem. Natomiast zniszczono ją prawdopodobnie około roku 200 przed naszą erą. Miejsce to otwarte jest cały rok, a wstęp jest bezpłatny. Osada otoczona jest murem, widać resztki  budowli mieszkalnych i dobrze zachowane taule. Dotarliśmy tam późnym popołudniem, dzięki czemu zastaliśmy to miejsce zupełnie puste, a nawet napotkaliśmy zamknięte wejście. Wystarczyło jednak odsunąć drewnianą bramkę i spokojnie nie śpiesząc się mogliśmy cieszyć się widokiem. 






Dzień zaliczyliśmy do udanych, wschód wyspy zwiedzony, nawet skorzystaliśmy jeszcze z kąpieli słonecznej. Na kolejny dzień zaplanowaliśmy środkową część.

Pierwszym przystankiem było Torre de Fornells. Jest to wieża wartownicza, jedyna na wyspie udostępniona turystą w sąsiednim miasteczku Fornellas. Razem z innymi wieżami rozlokowanymi na wyspie, stanowiła pierścień obronny wyspy.
 Obecnie znajduje się tam muzeum ilustrujące historię wież wartowniczych. Budowla ma kształt ściętego stożka. Oryginalne wejście znajdowało się na pierwszym piętrze, do którego prowadziły drewniane schody, które mogły zostać schowane w razie ataku. Obecnie do obiektu można wejść przez drzwi wybudowane podczas renowacji. Nie pamiętamy dlaczego, ale my zastaliśmy wieżę zamkniętą. Prawdopodobnie przyjechaliśmy zbyt wcześnie. 




Nie zapominajmy, że miejsce to także urzeka pięknymi widokami na północne wybrzeże.


Kolejne miejsce na naszej mapie to Monte Toro - najwyższy szczyt Minorki wznoszący się na 357 m n. p. m. Na szczyt wzniesienia zaprowadziła nas asfaltowa droga z miejscowości Es Mercadal. Znajduje się tutaj najważniejszy klasztor na wyspie - żeński Zakon Franciszkanów. Franciszkanki opiekują się świątynią po dziś dzień. Legendy mówią, że w grocie na szczycie znaleziona została figura Madonny. 


Obok sanktuarium zbudowano kamienna figurę Jezusa, upamiętniający Hiszpanów poległych w Maroku. 

Przy klasztorze będziemy mieli okazję usiąść i wypić sobie kawę, zakupić pamiątki oraz podziwiać piękny widok na wszystkie strony wyspy.





U podnóża Monte Toro znajduje się malownicza miejscowość Es Mercadal. Jej zabudowa charakteryzuje się niewysokimi białymi domkami, powplatanymi w malownicze uliczki drobnymi kawiarenkami, restauracjami i sklepikami. Miejscowy zbiornik wodny jest celem wizyt mieszkańców miasta, którzy czerpią z niego wodę, charakteryzującą się wyjątkowymi walorami smakowymi. Z łatwością można to miejsce rozpoznać, ponieważ prowadzą do niego białe schody, będące nazywane schodami do nieba. 





Kierując się dalej dotarliśmy do Alaior. Na Placa de la Constitutio krzyżują się główne ulice miasteczka, gdzie toczy się życie mieszkańców. 

W najwyższym punkcie miasta stoi kościół Santa Eulalia.

Na północnych obrzeżach miasta znajduje się kaplica Santa Pere Nou, z której można podziwiać malownicze uliczki miasteczka.




 

Następny punkt znajdował się na południowym wybrzeżu wyspy. Dotarliśmy do najdłuższej i zaraz jednej z piękniejszych plaż Son Bou. Właśnie tutaj znajduje się największe skupisko wydm. Znajdziemy tutaj bar, szkołę surfowania, punkt medyczny, prysznice, toalety i przebieralnie. Zdecydowanie warto prze chwilę tutaj odpocząć i podziwiać piękno otaczającego nas miejsca. 


We wschodniej części plaży znajdziemy ruiny wczesnochrześcijańskiej bazyliki. Budowlę wzniesiono w V wieku, a fundamenty odkryto dopiero w 1951 roku. Obecnie pozostałości po bazylice otoczone są ogrodzeniem. 



W bliskim sąsiedztwie znajduje się Cala Galdana, ale żeby tam dotrzeć trzeba wrócić drogą do "środka" wyspy, a potem znowu zjechać na wybrzeże. Miejsce to stanowi prawdziwą oazę - czysta turkusowa woda. kontrastująca z białym piaskiem i bliskie sąsiedztwo lasów sosnowych. 

Jest to jedna z plaż której przyznano Niebieską Flagę, świadczącą o wysokiej jakości. Będąc tam, koniecznie trzeba udać się na Mirador de sa Punta, z którego można podziwiać plażę w całej okazałości. 



A w samym mieście, tuż przy plaży można zobaczyć jedną z najdziwniejszych fontann na świecie. 


Dzień zbliżał się ku końcowi. Zostały nam jeszcze dwa punkty do zobaczenia tego dnia. Wracamy na północny brzeg wyspy, ten niespokojny, skalisty i zarazem piękny. 

Kolejna, piękna i niezwykła plaża. Przyciąga tutaj niezwykły czerwony piasek kontrastujący z turkusową wodą. Dotrzeć można do niej pieszo, samochodem dojedziemy tylko do parkingu. Następnie czeka nas około 30 minut spaceru, ale zapewniamy, że nawet późnym popołudniem warto tam zajrzeć aby podziwiać niesamowite widoki.



Idąc tam czuliśmy się jakbyśmy byli na pustyni. Dookoła czerwony piasek, skaliste murki, kamienie, fale uderzające o skaliste wybrzeże, a z nieba nieustające słońce, oświetlające te niesamowite miejsce. 







Plan mieliśmy taki, że każdego dnia w programie mieliśmy do zobaczenia latarnię morską. Udaliśmy się do zatoki Cap de Cavalleria. Wieczorową porą jest to trudno dostępne miejsce. Wszędzie pełno samochodów i ciągnący się w nieskończoność korek. Zwiedzanie skuterem ma zatem swoje plusy, przejeżdżając lawirowaliśmy między samochodami, aż dotarliśmy na miejsce. Jak się okazało, to tutaj gromadzi się ludność żeby podziwiać zachód słońca, Stąd te korki i niesamowity tłok. 

Wracając do latarni, stoi na najwyższym klifie Minorki i mierzy 90 metrów. W pobliżu z morza wyłania się niewielka niezamieszkała wysepka Illa des Porros.




Kolejny dzień dobiegł końca.

Następny rozpoczęliśmy od Naveta des Tudons. Jedno z najbardziej tajemniczych miejsc na Minorce. Bardzo sympatyczny Pan, wszystko szczegółowo wytłumaczy, opowie. 
Te niesamowite miejsce, z przerażającą historią, znajduje się w niewielkiej miejscowości Cala Santandria. To prehistoryczne cmentarzysko, składające się z grobowców. W czasie prac restauracyjnych wykopano tutaj około 100 szkieletów. Ta niesamowita konstrukcja przypomina dwupiętrowe budynki, perfekcyjnie dopasowane kamienie, połączone ze sobą bez użycia zaprawy murarskiej, a datę powstania tego miejsca szacuje się na okres 1500 do 750 roku przed narodzeniem Chrystusa. 



Następne miejsce postoju to Lithica - Pedrera de S`Hostal.  Kamieniołom usytuowany jest na obrzeżach Ciutadelii, a zobaczyć można tam ogrody, rzeźby oraz labirynt. Jeśli dobrze pamiętamy wstęp to koszt +/- 10 euro za osobę. 



Kierując się na północno-zachodnie wybrzeże dotarliśmy do Caves Cala Marell. Miejsc takich na Minorce jest bardzo dużo, ale to jest najbardziej imponujące. 17 grobowców skalnych z epoki talaoitycznej. Niegdyś jaskinie były wykorzystywane do celów mieszkalnych. Wsparte są one pośrodku na kolumnach, a w niektórych można zauważyć otwory przypominające okna. 





I oczywiście drewniane bramki 


Z jaskiń tych można podziwiać wspaniały widok na zatokę. 


Dzień oczywiście nie liczyłby się bez latarni morskiej.


 Tym razem wybraliśmy latarnię Punta Nati. Wrażenie ekstra, krajobraz bajeczny, księżycowy, a pośrodku niego Latarnia.Całkowite odludzie.
 Prowadzi do niej droga, między kamienistymi murkami.




Niegdyś miejsce to pełniło ważną rolę militarną, stąd też można tutaj pozwiedzać porozsiewane bunkry wojskowe. 



I tak dojechaliśmy do dawnej stolicy Minorki - Ciutadelli. Miasto portowe położone w zachodniej części wyspy. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od starego miasta, zlokalizowanego nad częścią portową.




Placa des Born to główny plac w mieście, stanowiący bramę do starego miasta. Na środku placu znajduje się 22 metrowy obelisk przypominający o tragicznych wydarzeniach roku 1558.

Jedna część placu zdominowana została przez ratusz, dawną siedzibę mauretańskiego zarządcy wyspy.
 Niegdyś zamek, przebudowany aby mógł pełnić funkcję ratusza. 
Przy placu znajduje się także teatr, poczta i dworzec autobusowy, a w każdy piątek i sobotę odbywa się tutaj targ. 
Północna strona placu to neoklasyczny budynek Teatre del Born. 
Wschodnia część placu zdominowana jest przez trzy pałace:Palau Torresaura, Palau Saltor oraz Palau Vivo. 

A na uliczce Carrer Santa Clara znaleźliśmy taki malunek 

Podążając w głąb starego miasta należy kierować się uliczką Carrer Major del Born 
 a na placu taka niespodzianka. Nie szło się oderwać od gorących rytmów i po prostu odejść, nie słuchać. Z jaką pasją, energią, swobodą, uderzają w bębny. Taneczne i muzyczne show.







Centrum starego miasta to Placa da la Catedral, na którym stoi gotycka katedra pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny. Potężne rozmiary świątyni, czynią z niej jedną z największych budowli sakralnych na wyspie. 



Stary młyn w Ciutadelli
 i uliczki miasta 






I nie zapominajmy o jeszcze jednym pięknym miejscu - Castell de Sant Nicolau. Fortyfikacja będąca małym zamkiem wzniesiona pod koniec XVII w. 



Jeden z ostatnich punktów dzisiejszego dnia. Jeden z piękniejszych widoków na wyspie. Udaliśmy się do miasteczka Cala en Blanes i stamtąd poszliśmy w kilkuset metrową trasę, aż dotrzemy do punktu widokowego Pont D`en Gil - wyłaniający się z wody łuk skalny.




Nadszedł czas na odpoczynek. Zatrzymaliśmy się na plaży Cala Macarella, uważanej za jedną z najbardziej urokliwych plaż na wyspie. Plaża położona jest na południowo - zachodnim wybrzeżu, na terenie pustynnym. Zdawało się że droga nie miała końca, pieliśmy się w górę, wśród lasów.  Asfaltową drogą należy jechać do samego końca, mijając po drodze kilka parkingów, ten na samym końcu jest bezpłatny. Stamtąd już czeka nas około 20 minutowy spacer, wśród drzew, do uroczej zatoki. 


Kolejny dzień, już tym razem bez skutera. Komunikacją miejską udaliśmy się do Binibequer. Miasteczko wybudowano w stylu typowym dla architektury śródziemnomorskiej. Białe, niewysokie domki, o ciekawych kształtach. Między domkami można pospacerować wąskimi, zacienionymi uliczkami, w ciszy, nie zakłócając spokoju mieszkańcom. 













Wracając z tego urokliwego miasteczka, mieliśmy chwile czasu jeszcze żeby pospacerować po Mahon. Nasze kroki skierowaliśmy do destylarni ginu, którą będąc w stolicy, trzeba koniecznie odwiedzić. Można tam spróbować wszelkiego rodzaju likierów, ginu i wódki. Ceny niższe niż w sklepach. 



W taki sposób pożegnaliśmy się z wyspą i pozostały nam czas odpoczywaliśmy.

5 komentarzy:

  1. Dziękuję za obszerną relację. Właśnie jestem na Minorce w Son Parc i planuję co i jak zwiedzić. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również dziękuję za wspaniałą relację!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, czy możesz napisać mi na maila a-kolczynska@wp.pl w jakiej miejscowości jest ta czerwona fontanna w kształcie kranu?

    OdpowiedzUsuń
  4. czesc :) Świetna relacja, dobra inspiracja przed wizytą na wyspie. Podzielisz się informacją, gdzie wypożyczaliście skuter i ile kosztował on Was na 3 dni?

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć. Ja wyjeżdżam za tydzień do Son Parc i jestem ciekawy ile kosztuje skuter, bo w Internecie nie mogę znaleźć. Będę wdzieczny za odp.

    OdpowiedzUsuń